EUROPA POLSKA W DRODZE

Pod wodą

Jezioro Sicino
Spokój. Cisza. Słychać było jedynie plusk wody, w której kotłowały się ryby, szum liści głaskanych delikatnie przez chłodnawy, choć wciąż jeszcze letni wiatr i od czasu do czasu strzępki rozmów, dobiegające po wodzie z drugiej strony jeziora. Leżałam na pustej plaży. Rozłożyłam się na złotym piasku i z przyjemnością przesypywałam go między palcami. Słońce ogrzewało mi twarz. Raz po raz zamykałam oczy, a to znów wpatrywałam się w niebo poprzecinane białymi smugami niczym twarz staruszka bruzdami. Leżałam tak godzinę. Nie robiąc zupełnie nic. To była chwila tylko dla mnie i miałam wrażenie, że jest to jeden z ostatnich takich pięknych ciepłych i słonecznych dni lata, w którym tę chwilę miałam na własność. Tak naprawdę tylko dla siebie.

Rozkoszując się słodkim nieróbstwem, starałam się nie myśleć o tym, co stanie się wieczorem. Nie myśl o tym, powtarzałam sobie. Nie psuj sobie chwili. Chwila psuła się jednak sama, bo jak nie myśleć o czymś, co nas przeraża, co wywołuje strach lub choćby niewielką obawę. Zostaw to teraz, karciłam się w myślach, znów wpatrując się w niebo i próbując zająć się nadawaniem kształtów pojedynczym chmurkom. Nie teraz, nie myśl, nie martw się, będziesz potem…potem będziesz

Potem więc byłam. Stałam na pierwszym drewnianym schodku. Byłam na nim. Potem byłam na drugim, trzecim. Zimna woda zaczęła mi się wlewać do pianki. Na razie tylko stopy i łydki do polowy marzły.

– Rozepnij piankę – Poleciła Rafał.

Rozpięłam i poczułam jak gorąca woda zaczęła wpływać najpierw do lewej, a potem prawej nogawki.

– Teraz powinno być lepiej.

Schodziłam coraz niżej. Przy pomoście nie było głęboko. Nawet mnie nie kryło. Było jednak zimno. Stanowczo za zimno na nurkowanie. Inaczej, kiedy słońce świeci, lepiej, kiedy jest ciepło. Ale nie miałam wyjścia. Musiałam.

Weszłam po pas.

– To teraz założę ci kamizelkę z butlą – Wytłumaczył następny krok Piotr. W sumie cały czas instruował, co i dlaczego i po co.

Aż się ugięłam pod ciężarem butli, a i tak nie była to ta z tych największych. Kamizelkę miałam rozmiaru dziecięcego. Nie mieliśmy w planach płynąć gdzieś bardzo daleko. Przy samym brzegu, bo to był mój pierwszy raz.

– Nie nurkowałaś nigdy? – Mój instruktor był zdziwiony.

Zamaszystym ruchem głowy zaprzeczyłam. – A mi powiedziano, że pływałaś już tyle razy, że pomyślałam, że jakiś komandos z ciebie.

Zaśmiałam się. Ja i komandos. Może i roznoszę niektóre rzeczy w pył, może i z wulkanu zjechałam na desce, ale do komandosa mi tak daleko jak do miss polonia.

– Nurkowałam tylko raz, jeśli to w ogóle nurkowaniem można nazwać. Tylko z maską i rurką i w dodatku tak potwornie się bałam, że mąż musiał mnie przez cały czas trzymać za rękę. Popłynęliśmy, zobaczyłam rafę i choć było niesamowicie pięknie, nie dałam rady. Wróciłam na brzeg.

Nie wiem czemu, ale przeraża mnie ten bezmiar, który otacza mnie w wodzie, ta otchłań. Przeraża mnie chyba to, że nie mogę stanąć na ziemi, że nie mogę się oprzeć stopami. Przeraża mnie to, że trzeba wybierać. Albo stoję na podłożu albo mogę swobodnie oddychać. W wodzie nie mogę robić tych dwóch rzeczy jednocześnie. To oddychanie przez rurkę szło mi zawsze najgorzej. Nie potrafiłam. Już po chwili zawsze zaczynałam czuć, że się duszę.

– To jest twój tlen. – Piotr wręczył mi aparat do oddychania. No to teraz zaciągnij się powietrzem. I powoli zanurz głowę. Oddychaj w wodzie i patrz.

– Jak długo? – zapytałam przestraszona.

– Tyle, ile trzeba. Dam ci znać.

Zanurzyłam trochę głowę i od razu ją wynurzyłam. Nie potrafiłam oddychać z tym sprzętem. Może to ten strach, że nie mogę w takiej sytuacji polegać tylko na sobie, bo przecież sprzęt jest zawodny, bo może się zepsuć, bo może zabraknąć tlenu. Lubię polegać tylko na sobie, a w nurkowaniu tak się nie da.

I na dodatek to zimno. Ciepła woda wewnątrz pianki nagle przestała pomagać. Jakby odpłynęła razem z możliwością swobodnego oddychania.

Zanurzyłam głowę ponownie. Wokół panowała ciemność. Słyszałam nad sobą głos Piotra, widziałam światło jego latarki, rozświetlającej głębię ciemności czy ciemność głębi. Sens słów rozpływał się na powierzchni, nie dochodził do mnie. Włączyłam swoja latarkę. Niewielkich rozmiarów rybki rozpierzchły się w popłochu. Rozglądałam się wokół, próbując opanować oddychanie. Wdech wydech, wdech, wydech… Bardzo powoli, długo, z tym dziwnym dźwiękiem, przypominającym, że nie oddychasz samodzielnie, że jest aparatura, która dostarcza ci tlenu. Jak w szpitalu. Poczułam klepnięcie. Wynurzyłam się.

– I jak ci się oddycha?

– Już chyba lepiej.

– To teraz spróbuj uklęknąć. Najpierw jedno kolano, potem przeżuć płetwę i drugie kolanie i posiedź tak na dnie. Gdy poczujesz się pewniej, połóż się na brzuchu.

Wokół noc, ciemność rozbijana jedynie światłem naszych latarek. Prawie głucha cisza. Nie bałam się. Dziwnie, bo czułam się nawet bezpiecznie.

Przyklęknęłam. Najpierw jedno, potem drugie kolano. Zanurzyłam głowę. Trochę, potem coraz więcej. Ryby znów się rozpierzchły. Potem położyłam się na brzuchu. Dźwięk rury tlenowej, dostarczającej powietrze rozchodził się głucho w wodzie. Gdy zastygłam na dnie w pozycji leżącej, ryby zaczęły podpływać. Przyglądały mi się z zaciekawieniem, obracając głowę w te i we w te. Leżałam z nimi w stadzie. Otoczyły mnie. Zaczynały się przyzwyczajać. Ja też, do oddychania. Nie chwytałam łapczywie powietrza, ale powoli oddychałam, starając się zapomnieć, że pomaga mi w tym butla. Zapomnieć całkowicie było trudno, bo tak mocno zaciskałam zęby na ustniku, że zaczynała mnie boleć szczęka.

W końcu Piotr dał znać, bym się wynurzyła.

– I co?

– Ok.

– To schodzimy głębiej na platformę.

Nie umiałam regulować odpowiednio powietrzem w kamizelce. Miał to robić Piotr. Ja miałam tylko leżeć, a on przemieszczając się nade mną, bądź dopompowywał ją, bądź spuszczał z niej powietrze.

– W nocy, sygnał, że wszystko jest ok, kreślisz latarką na wodzie. Robisz kółko. Gdy coś będzie nie tak, będziesz się chciała wynurzyć, machasz latarką w poziomie lub w pionie.

Kiwnęłam, że rozumiem. Nie płynęliśmy głęboko. Za wcześnie na pierwszy raz i na to, że była noc, a ja nie umiałam sobie nawet regulować powietrza.

Zaczęliśmy schodzić nieco niżej. Było tak samo ciemno. Było dziwnie. Nie bałam się ciemności. Nie bałam się potwora z Loch Ness, o którym często wspominają kursanci Piotra. Bałam się tylko tego, że nie mogę oddychać samodzielnie. Bałam się głębokości, świadomości, że nie mogę stanąć i wynurzyć głowy ponad wodę, opierając się stopami o ziemię. Głębokość zaczynała pobudzać strach, poczułam, że zaczyna mi się ciężej oddychać. Zaczynałam łapać szybciej powietrze i większymi haustami. Czułam, że panika czai się tuż tuż, za rogiem. Starałam się ją odegnać. Przecież nie jesteś sama, nic ci nie grozi, zaufaj Piotrowi. Zobaczyłam drewnianą platformę na dnie. Zeszliśmy do niej, ale poczułam, że muszę się już wynurzyć, że mam dość, że chcę powietrza, takiego prawdziwego. Wykonałam gwałtowne ruchy w pionie i po chwili dryfowałam już na wodzie. Piotr mnie trzymał.

Poczułam powietrze. Bolała mnie głowa i szczęka. Zbyt mocno zaciskałam rurę w ustach. Kręciło mi się w głowie. Może od tych głębokich oddechów? Na pewno. Hiperwentylacja – przerabiałam to na studiach z emisji i higieny głosu, gdy na ćwiczeniach oddechowych, oddychaliśmy przez godzinę, nie wbrew temu, co się mówi potocznie „pełną piersią”, tylko przeponą.

– Chyba na pierwszy raz mi wystarczy – Zdecydowałam.

Czułam pewien niedosyt, że może mogłabym dłużej, że może jednak głębiej, że bardziej się odważyć. Zaczynałam jednak się trząść już z zimna.

– Ale wstydu nie ma? – Upewniłam się.

– Nie ma na pewno. Miałem kursantów, którzy przez cztery dni nie potrafili wyjść z płytkiej wody przy pomoście.

Cieszyłam się, że jednak przełamałam się. Wiedziałam, że mogłam więcej, ale wystarczyło. Na pierwszy raz w sam raz.

Niedosyt jednak pozostał. Czy bakcyl został łyknięty? Tego nie do końca jestem pewna. Pewna jednak jestem tego, że mam do pokonania kolejna granicę, kolejną barierę strachu. Siedzi we mnie coś takiego, co każe mi robić rzeczy, których się obawiam czy nawet panicznie boję. Coś mnie do tego pcha i zmusza. Mierzenie się z samym sobą, bo chyba o to chodzi. Ktoś, kto nie przekracza kolejnych granic, stoi w miejscu. Może czasem to i bezpieczniejsze, może rozsądniejsze, ale na pewno nie tak rozwijające.

0 0 votes
Article Rating

O Autorce

B*Anita Demianowicz

Podróżuję, piszę i fotografuję. Współpracuję m.in. z magazynami Podróże, Poznaj Świat i Rowertour. Prowadzę prezentacje i warsztaty podróżnicze w całej Polsce. Jestem również przewodniczką grup trampingowych dla kobiet, a także organizuję festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet.
Jestem absolwentką kilku kierunków studiów, m. in. filologii polskiej na UG i Polskiej Szkoły Reportażu.
We wrześniu 2016 ukazała się debiutancka książka: "Końca świata nie było".

Więcej o mnie>>>.

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Evik

Anita, podziwiam Cię, że na pierwszy raz zdecydowałaś się na nocne nurkowanie. Ja poszłam na kurs w Kraku, namówiłam mojego faceta, weszłam do wody i spanikowałam. W dzień! 🙂 Kursu nie skończyłam i prawie dwa lata wierzyłam, że to sport nie dla mnie. Przełamałam się znowu, w zupełnie innym środowisku, w Morzu Czerwonym. Zupełnie inny typ strachu i udało się, ale wciąż pamiętam kursowe nocne, gdzie pikawa mocno biła, choć pusto to tam nie było. I wciąż mam stracha kiedy wskkuję do wody i słyszę to oddychanie, mi też najbardziej przeszkadza. Pożniej widzę ryby, i inne cuda i już nie ma strachu tylko szał dziki. Pozdrawiam!

Polka Kilo

Nocny nurek ??? Szook i szacun 🙂 Ja się boje nawet w dzień !!
http://www.polkakilo.blogspot.com

touristnavi

Nurkowanie to świetna sprawa. Cały czas nie mogę się zebrać aby spróbować mimo kilku okazji. Otchłań jakoś mnie przeraża, a jednocześnie fascynuję. Po Twojej relacji chyba jednak się przemogę. To może być najlepsze doświadczenie w moim życiu.

touristnavi

Nurkowanie fajna sprawa, ale nie wiem czy wybrałbym się na nie nocą. I to na pierwszy raz. Podziwiam.

Anita

Nurkowanie w polskich wodach naprawde może być fajne. Trzeba jednak nurkować w odpowiedni sposób i z odpowiednimi ludźmi. Ja nauczyłam się nurkować w Polsce. Pierwsze nurkowanie Opole – Kamionka Piast. Do tej pory myślę o nim bardzo sentymentalnie 🙂

Lewis

Ten rodzaj zarabiania pieniędzy staje się coraz bardziej popularny, ponieważ pomaga uzyskać znacznie lepszy dochód. Jeśli jednak naprawdę chcesz się założyć, wspominam, że spojrzysz na to źródło https://mostbets-polska.com/ gdzie będziesz miał okazję dowiedzieć się więcej o aplikacji handlowej i jej funkcjach. Wszystko, co musisz zrobić, to otworzyć link. Powodzenia.