Czy tu w ogóle jest gdzie pobiegać?, zastanawiam się wyglądając przez okno. Poranek wciąż spowija ciemność. Nie mogę jednak czekać, aż się rozwidni. Wybiegam na ulicę. Mieszkamy w hotelu gdzieś wydawałoby się na obrzeżach. W najbliższej okolicy tylko on nie straszy wyglądem i nie rozpada się. Chodniki zastawione samochodami. Biegnę więc po kałużach jezdniami. Całe szczęście wciąż jeszcze jest na nich pusto. Miasto zaczyna żyć znacznie później niż w Polsce. Nic dziwnego skoro jasno robi się dopiero koło ósmej.
Pierwszy kilometr. Gubię się. No prawie. Muszę rozszyfrować nazwę ulicy, co do łatwych zadań nie należy. Na mapie mam napisane dwie wersje. Nazwy ulic w mieście są tylko w jednej – gruzińskiej. Porównuję literkę za literką, chyba pasuje. Skręcam i biegnę dalej.
[justified_image_grid preset=4 ids=3666,3639 thumbs_spacing=4 row_height=350 height_deviation=250 max_rows=2]
Drugi kilometr. Przebiegam przez wielki most. Skręcam w prawo i jestem już przy rzece Mtkwari. Ulice są ciemne, ale za to wciąż puste. Bieganie w smogu i hałasie nie należy do przyjemnych. Ale wiem, że mam jeszcze chwilę czasu, że jeszcze chociaż pięć kilometrów przebiegnę w spokoju. Nim mieszkańcy wstaną i ruszą do pracy. Nad taflą wody krążą ptaki. Po jej drugiej stronie wprost z wody wystrzeliwują skały. Na ich zboczach równo w rzędzie ustawiono domy i hotele.
Trzeci kilometr. Nie wiem czy potrafiłabym tak mieszkać. Pięknie i mrocznie, ale jestem pewna, że każde wyjrzenie przez okno czy wstąpienie na balkon wywoływałoby zawrót głowy. Potrząsam nią jakby już sam przebłysk myśli ów zawrót powodował.
[justified_image_grid preset=4 ids=3665 thumbs_spacing=4 row_height=400 height_deviation=200 max_rows=2]
Czwarty kilometr. Powoli jednak robi się tłoczno. Ale jedynie na ulicy. Chodniki wciąż są puste. Jedynie co jakiś czas natykam się na opartego o murek wędkarza, który w środku stolicy jak gdyby nigdy nic zarzuca wędkę. Obserwuję jak pilker zanurza się w wodzie. Chciałabym spytać, co się tu łapie. Ech, ten brak znajomości języka mocno ogranicza.
Już chwilę wcześniej dostrzegałam ją na wzgórzu – Świątynia Metechi. W mroku jesiennego poranka, zatknięta na szczycie skały wygląda baśniowo, mrocznie, tajemniczo. Jakbym oglądała jedną z fotografii analogowych w kolorze sepii. Przystaję, by zrobić zdjęcie. Krążące nad jej kopułą ptaki nadają obrazowi dramatycznego oblicza. Mam słabość do przesyconych mrokiem i mgłą obrazów. Odkryłam to jednak dopiero niedawno.
[justified_image_grid preset=4 ids=3648 thumbs_spacing=4 row_height=400 height_deviation=250 max_rows=2]
Piąty kilometr. Mijam futurystyczny most, zwany Mostem Pokoju lub jak go nazywają miejscowi – podpaską. Faktycznie kształt podobny, nawet ze skrzydełkami. Sam w sobie mi się podoba, ale według mnie zupełnie nie wkomponowuje się w architekturę i klimat starego Tbilisi.
[justified_image_grid preset=4 ids=3649 thumbs_spacing=4 row_height=400 height_deviation=250 max_rows=2]
Szósty kilometr. Dobiegam do alejki parkowej. Na jej końcu, jeszcze tego samego dnia odbywa się targ staroci. Krążę wśród stoisk, oglądam stare aparaty, wysłużone instrumenty, przyglądam się hazardowi mężczyzn. Zaglądam przez ramię jednego, potem próbuję dojrzeć grę poprzez rozstawione nogi drugiego. Chcę zrobić zdjęcie, ale zostaję upomniana: „No foto”. Próbuję ich przekonać, ale język migowy nie jest do tego najlepszy. Wracam więc do alejki. Przysiadam na ławeczce. Obok zakochana para, splecona uściskiem i pocałunkiem. Wydają się nie zauważać świata. Nie przeszkadza im krzyk dzieciaków urzędujących w skateparku tuż obok, warkot silników, jazgot klaksonów, a już na pewno nie szelest liści ocierających się o podeszwy moich butów. Naprzeciwko stoją równie niewzruszeni wędkarze. Jestem zaskoczona jak ich tutaj wielu.
[justified_image_grid preset=4 ids=3654,3660,3663 thumbs_spacing=4 row_height=400 height_deviation=200 max_rows=3]
Rozglądam się wokół. Ziemia usypana jest „złotem”. Ale „złotej polskiej jesieni” tu nie ma. Mam wrażenie, że słońce dawno nie zaglądało do Tbilisi. A przydałoby się. W świetle słonecznym wszystko wygląda piękniej. A co tu dużo mówić, stolica Gruzji jest brzydka, choć muszę przyznać, że w jakiś niewyjaśniony sposób mnie samej podoba się, przyciąga. Może ze względu na ten mroczny klimat, niewymuskane domy, brudne ulice. Takie miasta kręcą mnie bardziej niż wychuchane zachodnie europejskie stolice. Na stałe jednak nie chciałabym tu chyba mieszkać.
Nic tylko zacząć biegać…
🙂
Jest wiele powodów, by zacząć biegać.
Anita, piekne „biegowki” (zarowno opisy jak I zdjecia)… Nie zazdroszcze biegania, bo moje rozwalone kolana nie dalyby rady i tak, ale chcialabym kiedys tam pojechac i poczuc te magiczno-mroczne klimaty 🙂 Sprobuje pokazac Twoj blog swoim klientom, bo akurat rozmawialismy o wyprawie do Gruzji kilka dni temu 🙂 Ewa
Zawsze mi ogromnie miło, gdy komuś chce się czytać te moje długaśne teksty, ale naprawdę inaczej nie potrafię 🙂 Pokaż pokaż koniecznie i reklamuj mój blog =D Będzie mi miło.
nie mogę skomentować na blogu (nie wyświetla się kod captcha) więc tu kopiuję 🙂
Tbilisi brzydkie? Hmm… dla mnie to jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakich byłam. A na pewno najbardziej romantyczne – no ale ja jestem dziwakiem, nie widzę ani grama romantyzmu w Paryżu i to Paryż uważam za brzydki 😉
Piękne miejsce idealne na romantyczny weekend we dwoje
Anita taka zabiegana 😀
A od kiedy Ty blogi czytujesz? =D
Świetny, magiczny wpis. Zwłaszcza dla fanów biegania. 🙂
Miłe słowa zawsze w cenie 🙂 A określenie „magiczny” bardzo mi sie podoba. Dziękuję za te słowa. ide właśnie pobiegać w nowym miejscu -Santiago de Chile
Piękne zdjęcia !
Mimo, że nie należę do biegaczy, to za to Gruzję wręcz kocham.
Byłam tam kilka razy i prawdopodobnie wrócę poraz kolejny.
A w czasie między wyjazdami, pozwalam sobie w domu wypić lampkę gruzińskiego wina.
Pewnie biegacze nie są zainteresowani, ale polecam Saperavi 🙂 tak dla rozluźnienia, bo wyczerpującym dniu.
Jak to biegacze Saperavi nie są zainteresowani?!!! =D Ja jestemn i bardzo mi smakowała. Hektolitry wypilismy go w Gruzji i do domu też przywiozłam 🙂 Moze marny jednak ze mnie biegacz.
Naprawdę świetny wpis 🙂
Bardzo dziękuję 🙂
Ja niebawem wybieram się do Gruzji 🙂 Może nie będę biegać, ale jestem bardzo podekscytowana – to moja pierwsza tak odległa podróż 🙂 A Twoje zdjęcia sprawiły, że jeszcze bardziej się niecierpliwię 🙂
Super, że jedziesz do Gruzji. Chłoń ją, bo to niesamowity kraj.
Cudownie patrzy się na te miejsca z Tiblisi z perspektywy kogoś innego, sma byłam dwa razy za każdym razem trochę bardziej w słonecznej aurze – mimo to „mroczny klimat” wciąż był bardzo odczuwalny. Mimo wszystko to bardzo przyjazne miasto z otwartymi sympatycznymi ludżmi – szczególnie tymi z młodszego pokolenia.
Na pewno jeszcze inaczej przeżywa sie to miasto, kiedy można w nim spędzić trochę więcej czasu. mam nadzieję, że kiedyś będzie mi to dane 🙂 Pozdrawiam Ada