„Końca świata nie było” to książka podróżnicza, ale przede wszystkim książka-inspiracja, która ma sprawić, że pomyślisz: „Ona dała radę, to ja też dam”. To opowieść nie tylko o podróży do świątyń Majów, na szczyty aktywnych wulkanów i wiosek zamieszkiwanych przez Garifunów, lecz także o podróży w głąb siebie, w poszukiwaniu życiowego celu i sensu istnienia, o znalezieniu własnej drogi do szczęścia, a przede wszystkim o odkrywaniu wiary w siebie i swoje możliwości.
Dla kogo jest ta książka?
Na pewno dla tych, którzy wybierają się do Gwatemali, Hondurasu czy Salwadoru, ale przede wszystkim dla tych, którzy marzą o długiej (o krótszej też) podróży, ale nie mają z kim wyjechać, a sami się za bardzo boją i uważają, że taki wyjazd w pojedynkę jest poza ich zasięgiem. Nie jest. Ja też tak kiedyś myślałam, a potem pewnego razu po prostu kupiłam bilet i nie miałam już wyjścia. Byłam zdeterminowana i pewna tego, że muszę to zrobić i że ta podróż zmieni moje życie. To też książka dla kobiet, o jakich w felietonie „Wyjechać z siebie” (dla którego punktem wyjścia była moja historia i książka) dla Dużego Formatu pisze Mariusz Szczygieł. Panowie jednak też nie będą rozczarowani.
„Końca świata nie było to jedna z niewielu książek (a może nawet pierwsza), która sprawiła, że pomyślałam Hej, przecież ja też tak mogę.”
O czym jest książka?
Wiele osób pyta, czy to jest reportaż? Czy dowiedzą się z niej czegoś o kraju, czy może jest to książka bardziej o autorze? Na pewno nie jest to reportaż. To książka podróżnicza, ale bardzo osobista. Zależało mi na tym, by moja opowieść nie została zaliczona do typowej literatury podróżniczej, w której główny bohater, odważny niczym Indiana Jones przedziera się przez dżunglę, przeżywa same niesamowite przygody, wszędzie jest pierwszy i w miejscach, w których wcześniej nie stanęła stopa turysty. Nie znoszę takich książek podróżniczych.
„Dla mnie przede wszystkim to inspirująca opowieść o wychodzeniu z własnej strefy komfortu. Bardziej niż walory podróżnicze, zapamiętam z tej książki jej autorkę, to, co robi i jak pokazuje, że tak naprawdę można wszystko.”
Ja nie chciałam robić z siebie bohaterki, bo też nią nie byłam. Chciałam opowiedzieć swoją historię. Historię normalnej dziewczyny, która pracowała w korporacji, miała 26 dni urlopu i wykorzystywała je na wyjazdy z mężem. To on te wyjazdy organizował (albo organizowało je biuro podróży), on załatwiał wszelkie formalności, a ona jechała na gotowe. A potem dojrzała. Praca, której nie lubiła, skłoniła ją do porzucenia wygodnego życia i wyjechania na koniec świata.
To też książka o strachu i obawach, jakie mi towarzyszyły przed i w trakcie wyjazdu, i o próbach panowania nad nimi. Jest też sporo o kraju, mieszkańcach, zwyczajach i tradycjach, bo w Gwatemali razem z rodzinami, u których mieszkałam, spędzałam i święta Bożego Narodzenia, i Wielkanoc.
Autorka bloga „Bardziej lubię książki niż ludzi” pisze o mojej książce tak: „Dla mnie przede wszystkim to inspirująca opowieść o wychodzeniu z własnej strefy komfortu. Bardziej niż walory podróżnicze, zapamiętam z tej książki jej autorkę, to, co robi i jak pokazuje, że tak naprawdę można wszystko.” I dodaje: „Anita Demianowicz znalazła to, czego szukała i przekuła to w spełnione życie i świetną działalność. A dla nas, czytelników, ma to duże znaczenie. Bo widzimy, że można być kobietą i podróżować samemu. Bo widzimy, że to w porządku się bać, czegoś nie wiedzieć, nie być perfekcyjnym i idealnym. O ile pragniemy wyjść z własnej strefy komfortu, chcemy pokonać nasze lęki, znajdziemy na to sposób.” Zaznacza też, że: „Pisze lekko, z poczuciem humoru, zwraca uwagę na najciekawsze szczegóły, a swoje przygody wybiera tak, by oddać ducha danego miejsca. Całości dopełniają świetne zdjęcia, na których możemy zobaczyć to wszystko, o czym pisze autorka. Lubię takie połączenia.”
Zauważa też to, co chciałam tą książką przekazać, po co ją właściwie pisałam: „Końca świata nie było to jedna z niewielu książek (a może nawet pierwsza), która sprawiła, że pomyślałam Hej, przecież ja też tak mogę.” (Całą recenzję przeczytacie na: Bardziej lubię książki niż ludzi)
Opinie czytelników
Nie wszyscy piszą recenzje na blogach. Wiele osób pisze do mnie po prostu maila, by podzielić się wrażeniami po lekturze.
„Podróżowanie z Tobą sprawiło mi wiele radości, bo nie czułam między nami dystansu, który zazwyczaj pojawia się przy czytaniu książek podróżniczych. Autor-podróżnik opowiada czytelnikowi o swoich niezwykłych przygodach. Taka relacja onieśmiela. Z Twoją książką było inaczej. Dziewczyna, która miała odwagę podążyć za głosem serca, opowiada w niej, że można żyć po swojemu, pokonywać słabości i przeżywać magiczne chwile. I to właśnie, moim zdaniem, jest w niej najpiękniejsze. ” Monika
Ula: „Właśnie skończyłam czytać Twoją książkę i chciałam Ci za nią bardzo podziękować! Ostatnio zaczytuję się w coraz to nowych książkach podróżniczych, jedne zachwycają głównie językiem, inne są napisane bardziej jak reportaże i więcej się z nich dowiaduję, a Twoja jako pierwsza tak na mnie zadziałała, że zaczęły do mnie powracać różne niby nieznaczące wspomnienia z własnych podróży – pomoc przypadkowo napotkanych ludzi, wymuszona nauka cierpliwości, zmagania z nowo poznawanym językiem. Piszesz pod koniec o komforcie po powrocie i docenianiu małych rzeczy, jak ciepły prysznic czy wygodne łóżko, a ja chciałam tylko napisać, że dzięki takim książkom jak twoja zaczyna się bardziej doceniać te wszystkie niewygody podczas samego podróżowania, jakieś przypadkowe miejsca do spania, bycie „atrakcją” dla tubylców, ciężki plecak na plecach, które oczywiście w tamtym momencie mało komfortowe, jednak tworzą bezcenne wspomnienia.”
Sandra: „Chciałam Ci serdecznie podziękować i pogratulować tej pierwszej książki. Śledzę Twojego bloga od prawie dwóch lat i podziwiam i inspiruje się. Po spotkaniu w Łodzi i chwili rozmowy da się czasem wyczuć ciepło i zwykłą dobroć ludzką, a po ciężkim dniu w korpo to spotkanie z Tobą dało moc, by jednak iść swoją drogą. Także zapisałam się na hiszpański po dwóch latach myślenia i zbieram się na Azję południowo-wschodnią, o której marzę od dawna. Dzięki za energię i inspirację”
fot. Sebastian Łuczywo
Jeśli wciąż nie masz pewności czy warto, zajrzyj do pozostałych recenzji.
Jak to się zaczęło?
Pisać chciałam od zawsze. Pierwsze dłuższe opowiadanie napisałam w wieku może siedmiu czy ośmiu lat. To była historia chłopca i jego przyjaciela liska. Pamiętam, że lisek w tym opowiadaniu zginął. Pamiętam, że czytałam to opowiadanie mojej młodszej cztery lata siostrze, która zaczęła zanosić się łzami (z powodu śmierci liska rzecz jasna). Pamiętam też, że zostałam wtedy ukarana. Nikt nie wierzył, że siostra płacze z powodu smutnej opowieści („Co Ty jej zrobiłaś?!!!). Pomyślałam już wtedy, że to jest „coś” – umieć wywołać łzy i śmiech u czytelnika.
Potem był czas pisania wierszy, ale to były raczej gnioty, które nigdy nie ujrzały i nie ujrzą światła dziennego. Ponieważ jednak zawsze kochałam pisać (co nie musi być równoważne z tym że umiałam, mimo że z wypracowań na języku polskim zawsze dostawałam piątki), od dziecka marzyłam, że napiszę kiedyś książkę. To głupie, prawda? Ale tak było. I napisałam dwie. Leżą na dnie szuflady i kurzą się i pewnie też nie ujrzą nigdy światła dziennego, podobnie jak dziecięce wiersze.
A potem przyszedł czas pierwszej podróży do Ameryki Środkowej, do której wyjeżdżałam z myślą, że ta podróż zaowocuje książką. Droga od napisania do wydania była długa i męcząca, znacznie bardziej niż sama podróż. Czy było warto? Przekonajcie się sami.
Jestem już w połowie książki i cytując wielkiego Abrahama Lincolna : „mniam, mniam, dobre… bardzo dobre…” zauważam u siebie dziwne objawy chęci wyjechania w rejony opisywane przez Autorkę. I jako że natura uczyniła mnie samcem znaczy prostym chłopem małorolnym, który dużą uwagę zwraca na pismo obrazkowe, tu czyt. fotografie to śmiem twierdzić, iż przykuły one moją uwagę świetnym warsztatem fotograficznym oraz finezją w tonowaniu kolorów za co pokłon uniżony Anicie oddaję :). Pro w każdym calu. Biorąc do ręki ową pozycję czuć wagę przedsięwzięcia jakiego się podjęła. I by na koniec dosłodzić Autorce „Końca świata nie było” obwieszczam, iż książka po przeczytaniu trafi na honorne miejsce obok Pałkiewicza, Dzikowskiej oraz Fiedlera, będzie molestowana zapewne wielokrotnie w sensie zaczytana i zaoglądana, zwał jak zwał, i by nie przedłużać bądź co bądź mojego przydługiego monologu oraz nie dręczyć… Czytaj więcej »
Jeszcze nie czytałam, ale chętnie przeczytam. 🙂
Mam, mam, dostałem!
Fajne wydanie. Multum kolorów i zdjęć. Od Nowego Roku postępuje jednak według zasady:
…zacznij książkę i skończ, a nie bierzesz się za wszystkie naraz! Marcin…
Cóż, muszę więc skończyć aktualną:P
Ale później……… Później szukamy końca świata!
Może jednak jakiś gdzieś tam uda się znaleźć 🙂
Anita, nie sprzedaj wszystkich! Zostaw jedną dla mnie ☺
A ja miałem szczęście część z tych opowieści usłyszeć osobiście w 'Bunkrze’. Teraz sobie przypominam bo właśnie jestem w trakcie czytania
A co z samą dedykacją? 😉
A to trzeba książkę podesłać po podpis Albo zaczekać aż autorka nawiedzi Francję
To niech nawiedza 😀
Czy będzie można zakupić książkę w sobotę w poznaniu po prelekcji?
Jak najbardziej będzie można
Bardzo się cieszę 🙂
Bardzo fajna książka. Dodatkowo mnóstwo zdjęć. Szczerze polecam 😉
Dzięki Mariusz 🙂
Książkę przeczytałam kilka dni temu i jak napisałam na LC ten typ podróży to nie moja bajka ale czytało się cudownie! Rzadko zdarza mi się zachwycać czymś czego nie ma się ochoty spróbować. Pani zachwyca. Czekam na kolejne książki
Dziękuję Monika. Twoja opinia wiele dla mnie znaczy. Bo ja rozumiem, że podoba się tym, którzy marzą o czymś podobnym i ze mną się utożsamiają, bo wiadomo, że emocje przekładają się wówczas na odbiór książki. Ale jeśli ktoś kompletnie podróżniczo jest w innej bajce, a mimo wszystko książkę odbiera tak, jak Ty, to znaczy, że mogę być choć trochę z siebie dumna 🙂
więcej niż trochę nawet:-) Moim zdaniem wygrałaś szczerością: nie wymądrzałaś się, nie pouczałaś nas, nie szantażowałaś nas wiedzą. Super spędzało się z Tobą czas:-)
Jako znany oberzyswiat i globtrotuar nie omieszkam nabyc i przeczytac ,tez jestem ciekaw jak wyglada swiat od strony stalego gruntu ….:D
Zachęcam zachęcam
Czytając można się zachwycić. Forma, język bardzo przystępne. Moja wyobraźnia przeniosła się we wszystkie miejsca, które odwiedziła autorka, a i empatia dała o sobie znać. Wyobraziłam sobie co podróżniczka mogła czuć, zmagając się z tęsknotą i ludzkimi słabościami. Zdecydowanie polecam każdemu!!! Pozdrawiam autorkę i..życzę owocnych wypraw 🙂
Jak ciepło na serduchu się zrobiło 🙂 Dzięki i pozdrawiam
[…] korporację i wyjechała sama na 5 miesięcy do Ameryki Środkowej. Za pomocą swojej ksiazki pt. „Końca świata nie było” stara się pokazać czytelnikom, że samemu też można i da się podróżować. Anita próbuje […]
[…] korporację i wyjechała sama na 5 miesięcy do Ameryki Środkowej. Za pomocą swojej ksiazki pt. “Końca świata nie było” stara się pokazać czytelnikom, że samemu też można i da się podróżować. Anita próbuje […]